Nie ma okna, łazienki, salonu ani szafki na ubrania. Ledwo można się w nim przeciągnąć, a o możliwości wstania nie ma mowy. Za taką „przyjemność” chętni płacą nawet 600 dolarów miesięcznie. O czym mowa?
Japonia nie należy do najtańszych kierunków turystycznych. Nic więc dziwnego, że wielu turystów decyduje się oszczędzić przede wszystkim na noclegu. A że aglomeracja rozwija się w zastraszającym tempie, w japońskich miastach jak grzyby po deszczu powstają kolejne hotele typu „coffin sleepers” (w wolnym tłumaczeniu „śpiące trumny”). I chociaż pierwsze hostele oferowały możliwość takiego noclegu już na początku lat 90 – tych, to boom na tanie noclegi rozpoczął się stosunkowo niedawno.
Zdecydowanie nie polecam ich osobom, które cierpią na klaustrofobię, ale w innym wypadku wybór wydaje się nie być pozbawiony rozsądku. Oczywiście tylko na kilka dni… Niestety często biedniejsza część Japończyków wynajmuje takie pokoje i mieszka w nich nawet przez kilka miesięcy.
Spaliście już kiedyś w podobnym hostelu?
znalezione na: www.dailymail.co.uk