Ci z Was, którzy często podróżują wiedzą, że największym zmartwieniem podróżnika są odpowiednie ubrania, a raczej konieczność ich prania. W Azji Południowo – Wschodniej problem ten nie istnieje, ponieważ na każdym kroku dostępne są pralnie, w których uprać można dosłownie wszystko z mniej niż 10 zł. Ale co zrobić kiedy takich pralni nie ma lub są niezwykle drogie?
Podróżna pralka była z pewnością kwestią czasu. W dobie panującej mobilności urządzeń nikogo nie powinien dziwić fakt, że nawet tak klasyczne urządzenia doczekały się swojej wersji „przenośnej”. Jak nietrudno się domyślić, podróżna pralka to typowy gadżet, jednak warto przyjrzeć jej się bliżej.
Po pierwsze trzeba zacząć od tego, że w pralce zmieści się praktycznie tylko bielizna. Z racji jej małych, podręcznych wymiarów upranie innych części garderoby może stanowić nie lada trudność.
Do pojemnika w kształcie shaker’a należy wlać wodę i odrobinę proszku lub płynu do prania. Co potem? Oczywiście „pralką” trzeba mocną wstrząsnąć a im dłużej tym lepiej. Po kilkunastu minutach wylejcie wodę a mokre rzeczy pozostawcie w pojemniku, ponownie go zakręcając.
I tu zaczyna robić się naprawdę ciekawie. Po podłączeniu urządzenia do gniazdka, pralka zamienia się w… suszarkę! Po kilkunastu minutach możecie wyjąć Waszą suchą bieliznę. – przekonuje producent.
Nie jestem przekonana do „podróżnej suszarki”. Czy to dobry pomysł? Nie wiem, ale urządzenie przypomina mi te wszystkie dziwne wynalazki, które można było kupić na „bazarku” i które jak zapewniał sprzedawca „zrewolucjonizują” świat. A jakie jest Wasze zdanie?